Nic bardziej mnie nie drażni. Nic nie doprowadza mnie do
większej pasji, niż kłamstwa. Im bardziej publiczne, tym gorzej. I tym większy
nerw. Bo kłamstwa, o których chcę Wam powiedzieć, powodują stopniowe,
systematyczne psucie całego środowiska i medium. Aż się rzygać chce.
Chodzi o te psiunie na Instagramie, co to mają po
kilkanaście albo kilkaset tysięcy obserwujących i kłamią w żywe oczy. O
wszystkim i na każdy temat. Zwłaszcza, jeśli chodzi o ich działalność na IG.
Punkt pierwszy – chcecie mi drogie gwiazdeczki powiedzieć, że
firmy sprzedające ciuchy, nieposiadające nawet swojej strony internetowej,
rozdają tygodniowo ciuchy za kilkaset złotych osobom, które mają ich rozreklamować
na Instagramie? Wolne żarty. Wchodzę na fanpage – 200-300 polubień. Szukam strony
internetowej – nie ma. Piszę – gdzie można kupić – tutaj, na FB. Nie stać ich nawet
na wystawienie oferty na Allegro, a rozdają ciuchy laskom na IG? Może jestem
wścibska, ale po prostu nie wierzę. Więc przestańcie ściemniać, że jesteście
takimi celebrytkami, że Wam drzwiami i oknami paczki wrzucają z giftami.
B-Z-D-U-R-A.
Punkt drugi – może nie jestem tuzem i internetowym ninja, ale
wiem ile płacą firmy za reklamę w sieci. Półtorej do dwóch procent od
sprzedaży; 5 – 7 groszy za unikalnego użytkownika; przy kredytach – trochę więcej
za potwierdzonego leada. I jeśli zbieracie pod zdjęciem 300 – 400 serduszek na
IG, a ciuch kosztuje pięć-sześć stówek, to, jaką konwersję oferujecie? Wasze „kampanie”
nie trzymają się niczego. Ani budżetu, ani nie spełniają nawet ułamka celu,
które rozsądne firmy muszą zakładać planując kampanię i ją rozliczając. No
chyba, że są debilami, co nie szacują wydatków promocyjnych w budżecie. Ale może
jestem głupia i nie wiem, o co chodzi…
Punkt trzeci – no dobra. Przyjmijmy, że rzeczywiście te
firmy mają gest i stawiają wyłącznie na promocję gwiazdeczek sezonu na IG.
Jakoś dziwnym trafem, jak coś jest modne i na fali, to raptem wszystkie „dostają” ciuchy do
reklamowania. Pięć, dziesięć osób nagle, w ciągu kilku dni, reklamuje te same
ciuchy z tego samego sklepu. Nie mówimy, zatem o kilkuset złotych, ale o kilku tysiącach.
Serio, za kilka klocków w sieci można wykupić taką reklamę, ze unikalne wejścia
liczylibyśmy w tysiącach, dziesiątkach tysięcy i konwersja (no dobra – przełożenie
ekspozycji na sprzedaż - ilu unikalnych użytkowników dokonuje zakupów, na przykład,
taki może być cel konwersji) to liczba dwucyfrowa. Wiec logika podpowiada, że
forma reklamy na IG, w naszym kraju, w obecnej atmosferze, nie jest JESZCZE opłacalna
w tak dużym stopniu. Bardziej się opłaca wejść w program afiliacyjny czy
Adwordsy Googla.
Punkt czwarty - dostajecie też sporo prawdziwych SZMAT. Serio. Nie róbcie z byle-jakich ciuchów za 20-30 złotych, nie wiadomo jakich kreacji. Czy naprawdę musicie? Czy macie podpisane umowy i zobowiązania? Bo jak widzę ścierki do podłogi (słabe swoją drogą), które są prezentowane jakby były z kolekcji haute-couture, to mnie trzęsie. I wchodzę do sklepu, oglądam, czytam metki i widzę - syf, śmieci i mały domieszek gówna. Nie prać w ręku bo się rozleci. Okłamujecie ludzi i nakręcacie na chwilę sprzedaż. Potem lecą hejty na sprzedawcę i tracicie wiarygodność. Warto? Czy naprawdę to się opłaca? Ale ja rozumiem, ze wady produktu trzeba umieć przekazać tak, żeby nie zepsuć przekazu...ale do tego trzeba użyć mózgu. Nie wystarczy komórka i szablon - "Przyszła paczuszka, jakie super, cudowne i piękne. Tu wstaw nazwę sklepu/firmy".
Punkt piąty(i ostatni) – robicie te bzdurne rzeczy i
pokazujecie potencjalnym reklamodawcom, że nie trzeba wydawać pieniędzy na
reklamę, ale wchodząc w IG można na tym jeszcze zarobić. I to powodują wasze kłamstwa
i przemilczenia. Co jest tak strasznego w przyznaniu się do tego, że kupiło się
jakiś ciuch czy kosmetyk, że trzeba zepsuć całe medium w tym zakresie?
Jeśli masz firmę czy sklep internetowy i rozważasz taką
formę reklamy, mam dobrą radę – jeśli nawiązujesz współpracę z dziewczynami z
IG, to podawajcie to do publicznej wiadomości. Transakcja wiąże wtedy bardziej
i ucinacie tę szarą strefę, która nie tylko psuje Wasze plany i cele, ale także
może zniekształcać wizerunek i hamować sprzedaż. Bo jak sto dziewczyn napisze,
ze dostały ciuchy za free, to inne też na to będą liczyły i nie kupią nic. A
chyba nie o to Wam chodzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz