Zapewne nie
raz słyszeliście o tym, że tatuaże uzależniają. Ciężko jest powiedzieć, co to
powoduje, czy istnieje i dlaczego ma to miejsce…ale spróbuję.
Zmiana
To chyba uzależnia
najbardziej. Bo tatuaż oznacza zmianę. Zewnętrzną, ale też wewnętrzną. Poprzez tatuaż
wprowadzamy zmiany w samych sobie, zmieniamy się. I jeśli taka zmiana nam się
podoba, to możemy dość łatwo wejść w cykl, którego będziemy po prostu pożądać. Zwłaszcza,
jeśli zmiany są pozytywne, cieszące nas i sprawiające radość. Chcemy powtórki, ponownego przeżycia czegoś,
co możemy nazwać – narodzeniem się na nowo. Bo po tatuażu przestajemy być takim
samym człowiekiem. Za każdym razem jesteśmy inni, nowi, ulepszeni. Z ponownym „narodzeniem” wiąże się też kolejny
punkt.
Oczyszczenie
To kop czysto
fizyczny. Bo wiemy, że wykonanie tatuażu czasem trwa kilka godzin. I te godziny
wypełnione są bólem (tak tatuaże bolą i powinny). Podczas długotrwałego bólu,
do organizmu wpompowywane są ogromne ilości adrenaliny. I ta utrzymuje się dość
długo w organizmie. W momencie, gdy skończymy tatuowanie, ból znika, adrenalina
opada, czujemy się dość specyficznie. Oczyszczeni. Zmęczeni jak po długim
biegu, ale jakby czyści w środku. I to uczucie jest dla niektórych na tyle
ciekawe, fajne i unikalne, że wracają po to do studia. Przy okazji, czasem
nieświadomie.
Sam ból
jest emocją dość specyficzną. Bo o ile możemy w głowach odtworzyć różne emocje
i stany, to ból jest zawsze unikalny i nowy. Zawsze nas zaskakuje. Więc może być
tak, że ta unikalność nas pociąga, podnieca. I może nawet nie wiemy, ale nasze
ukryte skłonności masochistyczne odzywają się, gdy wspominamy ból tatuowania,
ale nie możemy go odtworzyć w naszych głowach.
Rywalizacja
Często jest
tak, że jeśli się tatuujemy to otaczamy się ludźmi o podobnych skłonnościach,
zapatrywaniach, poglądach czy guście. I wchodzimy w rywalizację, kto ma lepsze,
ładniejsze, większe tatuaże. Gonimy się wzajemnie, prześcigamy w ilości czy
artyzmie…albo w kiczu, bo i takie opcje są. I to jest jak haj sportowca, który
stając w blokach startowych chce rywalizować. Zarówno porażka jak i zwycięstwo
go dopinguje i każe przesuwać własne granice. Z tatuażami jest podobnie, bo są przecież
zależne od naszego ciała, wytrzymałości, progu bólu. Wymagają też inwestowania
zasobów – kasy, czasu. Wiec na tym poziomie możemy mówić o haju rywalizacji, który
może pociągać.
Unikalność
To pokłosie
wykonania tatuażu, ale może być elementem ważnym. Czy mogę pożądać jeszcze
większej unikalności? Czy chcę wyróżniać się jeszcze bardziej? Pewnie, że tak. I
poczucie bycia kimś coraz bardziej „specjalnym” może także uzależniać. Kop dopaminowy
z ośrodka przyjemności, mimo okazjonalnych złych doświadczeń, jednak jest
niezłym dopingiem i lotem. I nawet jak stare baby po nas jadą, że wyglądamy źle
i okropnie, to gdzieś z tyłu, łechce nas fakt, że w ogóle zwracają uwagę.
Zaburzenia
Tak, one
też mogą wspierać uzależnienie od tatuaży. Bo możemy mieć zaburzenie autodestrukcyjne
i w ten sposób sobie z nim radzić. Zamiast ciąć żyletkami ręce czy wbijać sobie
wykałaczki w dłonie, robimy tatuaże. Jest to jakieś wyjście, ale jeśli takie
zaburzenia się pojawiają i czujemy, że zaczynają rządzić naszym życiem, to nie
idźmy jednak do studia po kolejny tatuaż, tylko raczej odwiedźmy specjalistę. Bez
przegięć kochani.
Tarcza
Dla wielu
tatuaże to skorupa, pod którą się ukrywają przed innymi. I pod tym względem,
przykrywanie kolejnych partii ciała to imperatyw, wymóg, konieczność. Bardziej
lub mniej uzasadnione. Ale istnieje.
Czy możemy powiedzieć,
że uzależnienie jest faktem? Nie do końca. Bo to zbyt indywidualne do określenia.
Tatuowanie się jest motywowane na tyle sposobów ilu ludzi robi sobie tatuaże. I
to wyklucza obiektywną ocenę. Jednak możemy powiedzieć jedno – o ile tatuaże
nie są jednoznacznie i „klinicznie” uzależniające, to na pewno wciągają. Możemy
się spierać i dyskutować i o to chodzi. O to, żeby tatuaże wyszły z cienia,
jako niszowe aktywności marginesu społecznego i kulturowego. Chodzi o to, żeby wspierać
społeczne oswojenie tatuażu, jako formy ekspresji i czegoś normalnego, jak
farbowanie włosów czy kształtowanie własnego ciała na siłowni. Dlatego musimy o
tym mówić, musimy o tym opowiadać. Z każdej strony i od każdej strony. Bo
niewiedza powoduje strach, a strach powoduje odrzucenie. Nie mówimy o tatuażach,
czyli sami powodujemy ich odrzucanie w społeczeństwie. A jak pisałam wcześniej –
kto będzie mówił o tatuażach jak nie wytatuowani.
Blog o medytacji często eksploruje także związek między medytacją a poprawą koncentracji i efektywności w pracy. W wielu wpisach omawiane są techniki, które mogą pomóc czytelnikom w lepszym zarządzaniu czasem i energią. Oprócz tego, poruszane są kwestie związane z integracją medytacji z codziennym życiem w celu zwiększenia ogólnego dobrostanu. Osoby zainteresowane zgłębianiem wiedzy na ten temat mogą odwiedzić https://pomedytuj.pl/, gdzie dostępne są dodatkowe zasoby i kursy.
OdpowiedzUsuń