Depresja nie jest tematem łatwym. Nie jest też tematem
popularnym, bo z jednej strony mamy osoby na nią cierpiące i zmagające się z tą
choroba. Z drugiej mamy całe rzesze osób twierdzące, że są w depresji, gdy tak
naprawdę doskwiera im brak wiedzy.
Przede wszystkim trzeba odróżnić depresję od zwykłego smutku
czy chwilowego załamania nerwowego. Od depresji smutek odróżnia:
- Krótkotrwałość
- Możliwość pocieszenia
- Brak myśli rezygnacyjnych/samobójczych
- Jasny i wyraźny powód spadku nastroju
- Możliwość normalnego funkcjonowania
- Brak zaniżenia samooceny i możliwość realistycznej oceny sytuacji.
Osoba cierpiąca na depresję nie ma tak łatwo. Nie wie skąd
przychodzą doły i są one głębsze, przejmujące i często sprawiające wręcz
fizyczny ból. O depresji napisano całe tomy fachowej literatury, więc jak
jesteście tym zaciekawieni to wujek Google Wam pomoże.
Ja chciałam o czymś innym.
Depresja nie jest choroba łatwą w diagnozowaniu, bardzo
trudną w leczeniu i praktycznie nigdy nie mijającą. Można przytłumić jej
objawy, można przy pomocy leków postawić człowieka do poziomu używalności czy
przy pomocy psychoterapii nauczyć żyć z depresją. Jednak depresji nie da się
wyleczyć. Tego co powoduje depresja w mózgu nie da się łatwo cofnąć. Prowadzone
są badania polegające na elektrostymulacji mózgu w celu przywrócenia prawidłowego
przewodnictwa odpowiedzialnego za zaburzenia depresyjne, ale to pieśń przyszłości.
Tymczasem miliony ludzi żyje z depresją. Musi ją ukrywać,
tłumić, pokazywać uśmiechniętą twarz. Bo nikt nie traktuje depresji poważnie. Poza
specjalistami – psychiatrami, psychologami – reszta bagatelizuje temat. Nie wiedzą
i nie chcą przyjąć do wiadomości, że to poważna sprawa. Że depresja niszczy od
środka. Nie tylko chorych, ale także ich bliskich, rodziny, znajomych. To cichy
zabójca.
Pracodawcy raczej się nie przyznajemy, że jesteśmy pod
opieką psychiatry, bo to może być strzał w kolano. Ze znajomymi tez raczej o
tym nie gadamy. Bo po co? I tak nikt nie zrozumie, większość zbagatelizuje, a parę
osób wygłosi komentarze w stylu „jak byś pracowała po 18 godzin dziennie, to byś
nie miała czasu na depresję”. To nie tylko głupie, ale wręcz obraźliwe.
Zwłaszcza dla osób, które cierpią na depresję, jako wyniku wypalenia
zawodowego. Wiec czasem się zastanówcie zanim palniecie taką głupotę.
Życie z depresją nie jest łatwe, zwłaszcza ze względu na
społeczną ignorancję. Ludzie nie wiedzą. A tego czego nie wiedzą to się boją. I
nie pogadasz, nie wytłumaczysz, nie dostaniesz pomocnej dłoni.
Większość stosowanych leków w leczeniu depresji zwyczajnie
ogłupia. Upośledza zdolności intelektualne i fizyczne. Dobranie prawidłowych
leków może trwać nawet kilka lat, a i tak nie ma gwarancji, że będą działały
długo.
Szpitale pomagają o tyle, że wyprowadzą z największego dołka
i przypilnują (o skuteczności nie gadam) żeby się człowiek nie zabił. Jak tylko
jest ciut lepiej – won do domu. Potrzebują miejsc dla pijaków i ćpunów.
Smutne jest to, że w znakomitej większości przypadków osoba
z zaburzeniami depresyjnymi jest pozostawiona sama sobie. I musi oszukiwać ludzi
dookoła, żeby chociaż próbować normalnie żyć. A to, często, jest niemożliwe. Bo
smutek i przygnębienie spowodowane depresją, po prostu boli fizycznie. Człowiek
nie może wstać z łóżka, umyć się czy zjeść. To co się dzieje w głowie osoby
chorej jest nie do przekazania w żadnej formie. Po prostu nie da się tego ani opisać,
ani opowiedzieć.
Dlatego uważam, że z jednej strony, trzeba podchodzić bardzo
ostrożnie do osób, które deklarują depresję. Bo może przez takie deklaracje wołają
o pomoc, szukają wsparcia. Z drugiej natomiast, jeśli ktoś wykorzystuje
depresje jako uzasadnienie dla swojego lenistwa, manipuluje swoim otoczeniem wykorzystuje
tę chorobę, to szkodzi wszystkim naprawdę chorym. I to dzięki takim osobom, ciężko
jest znaleźć dobrego specjalistę. Lekarz który po wysłuchaniu setnej osoby z
takimi samymi, wyczytanym z Wikipedii, objawami, nawet nie słucha już co mówi rzeczywiście
chora osoba, tylko wypisuje Xanax, daje zwolnienie i wygania z gabinetu. To
chleb powszedni. Pomijając już, że sam fakt bycia pod opieką psychiatry to w Polsce
stygmat. Traktują człowieka jak trędowatego. Co nie pomaga…
Życie z depresją jest ciężkie. To codzienna walka o
wyłuskanie z samego siebie odrobiny chęci do tego, żeby przeżyć kolejną
godzinę, do obiadu, do wieczora. I człowiek zostawiony samemu sobie w takich okolicznościach,
często tej drobinki nie znajduje. Nie ma po co, nie ma dla kogo. I kończy się
to tragicznie dla bliskich, dla rodziny. Bo dla chorego, to często jedyne wyjście.
Jedyne rozwiązanie uwalniające go od bólu i ciągłego rozpychania się łokciami
przez życie, które nie ma nic do zaoferowania. Życie na siłę, gdzie nic nie
cieszy, nic nie sprawia radości, nic nie motywuje, a na twarzy musi być
przyklejony uśmiech numer siedem z katalogu numer pięć.
Patrzcie uważnie dookoła siebie i w siebie. Może właśnie ktoś
do Was woła o pomoc, ale tego nie słyszycie, bo nie wiecie, ze trzeba słuchać.
Samotność to bliska kuzynka depresji. Śmierć to jej córka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz